Przebranżowienie z bankowości na fotografkę – wywiad z Julitą Ledzińską

Dzwonię do drzwi. Otwiera atrakcyjna blondynka. Jej burza loków i energia wypełniają studio. Już po dwóch zdaniach wiem, że to jedna z tych osobowości, w których nawet cieniu warto postać. Zaraża pozytywnością i…spokojem. Rozmawiamy chwilę, czuję jakbym znała Ją dwadzieścia lat. Otwartość i profesjonalizm to cechy, które wychwytuję od pierwszych zdań. Gdy pytam o Jej wieloletnie doświadczenie w sektorze bankowym podkreśla, że to zakończony etap w życiu. Przebranżowienie nieoczekiwanie stało się częścią Jej życiowego scenariusza. Pomimo to „złapała byka za rogi” i wyszła z trudnej życiowo sytuacji. Fotografuje, pokazuje inną pespektywę, chce inspirować do zmiany sposobu myślenia. Jej autorski projekt „50 kobiet po 50 tce” bardzo wyróżnia się. Dawno bowiem wyszedł poza ramy przekazu wizualnego. Myślę więc sobie, że zostanie fotografem to coś więcej niż sposób na zarabianie pieniędzy. O tym jak to zrobiła i czym wyróżnia się opowie nam sama. Dziś rozmowa z Julitą Ledzińską, fotografką, która poprzez fotografię zachęca do przełomu w sposobie myślenia o sobie i o innych. Do zmiany perspektywy widzenia różnych aspektów życia. Nie walczy ze stereotypami, a zachęca do ciekawości poznania drugiego człowieka i dialogu!


Dagmara Kęcka – Dookoła Pracy: Sprawiasz rewelacyjne pierwsze wrażenie. Kolejne zresztą również. Nie wiem jak to ująć, gdy Cię zobaczyłam poczułam ciepło, wydajesz się „pogodzona z samą sobą”. Jakbyś była na odpowiednim miejscu. Pewna siebie, otwarta…

Julita Ledzińska: O! Dziękuję.

D.K.: I wiesz? Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. W kontekście naszego spotkania pomyślałam, że musisz pracować w zgodzie ze sobą. Czy zawsze tak było?

J.L.: Masz na myśli fotografię czy również poprzednie stanowiska?

D.K.: W ogóle. Na całej przestrzeni swojego życia zawodowego.

J.L.: Hmm na pewno to co robiłam w bankowości bardzo lubiłam i sprawiało mi to przyjemność. Odnosiłam w tym sukcesy. W tym co teraz robię czuję ogromne poczucie sensu. Mam też świadomość, że dużo jeszcze przede mną. Bardzo wierzę w to co robię obecnie. Zresztą w poprzednie zajęcie również bardzo wierzyłam.

D.K.: To jak doszło do tak diametralnej zmiany?

J.L.: No cóż, nazwę to tak-tamta formuła pracy w banku, wyczerpała się i musiałam skonfrontować się z sytuacją. Nie planowałam tego, to było dla mnie zaskoczenie. Jakiś czas później szukałam swojej nowej drogi. Nie chciałam wrócić do tego co robiłam. Od razu pomyślałam, że swoją drogę biznesową warto budować na tym co sprawia przyjemność, zwyczajnie na tym co lubi się robić. Nazwijmy to- oprzeć na pasji.

D.K.: Wiesz, dla mnie to bardzo racjonalne co mówisz, ale zawsze nachodzi mnie taka wątpliwość: skąd brać pewność, że ta moja zupełnie nieprofesjonalna pasja to ma być moje zajęcie, które nagle da mi zaistnieć i przyniesie środki do utrzymania? Jak myślisz co pozwala uwierzyć, że ta pasja nie jest „za mała”, a że właśnie dzięki niej sobie poradzę i wyjdę z tej trudnej sytuacji.

J.L.: W tym ważnym momencie mojego życia „przyszło” do mnie 10 pytań, które człowiek powinien sobie zadać będąc na takim rozdrożu. Jedno z nich brzmiało: „co byś mogła robić codziennie i nikt by nie musiał Cię pilnować byś to robiła?” I pierwsze co przyszło mi na myśl to była ta fotografia. Bo przecież to nie jest tak, że ja sobie ją ot tak wymyśliłam. Ja pamiętam, że od zawsze niemal czy to po jakimś wyjeździe lub gdy gdzieś zabrałam aparat to po powrocie mogłam te zrobione zdjęcia całymi godzinami przeglądać, kadrować, zmieniać. Co prawda wtedy bawiłam się jeszcze na Picassie, a to przyciemniłam, skadrowałam inaczej, czasami jakąś plamkę usunęłam i to było niemal wszystko, cały program do obróbki zdjęć.

D.K.: No tak, ja moje pierwsze kroki obróbki zdjęć stawiałam w Irfanie.

J.L.: Ten program jest już chyba bardziej zaawansowany (śmiech). Pamiętam, że z nim też miałam do czynienia. Powracając jednak-istotne w tym moim całym fotografowaniu było też to, że uwielbiałam robić zdjęcia ludziom. Bo krajobrazy, architektura to nie było to co mnie zajmowało. Ja wręcz „polowałam” na to by złapać kogoś na tym kiedy dobrze wygląda. Super wygląda-zrobię Mu zdjęcie. Cieszyło mnie to. Podejmując też decyzję o wyborze fotografii, w której będę się specjalizowała, myślałam sobie, że ludzie potrzebują takich zdjęć.

D.K.: Tylko jak przygotować się by z tej pasji już w pracy to profesjonalność wyłaniała się w pierwszym kroku? Bo jak rozumiem wcześniej to była jakaś fascynacja, zabawa. Nie był chyba jeszcze to ten moment kiedy myślałaś, że będziesz się tym trudnić?

J.L.: Trzeba po prostu zacząć robić zdjęcia i weryfikować co z nich wychodzi. W tamtym momencie zdecydowałam, że będę robić zdjęcia wizerunkowe, biznesowe. Doszkalałam się w tej materii, ucząc się jak ustawiać ludzi przed obiektywem by wyglądali korzystnie, jak posługiwać się światłem studyjnym. Jak je ustawiać, jak dobrać parametry lamp. Wtedy też nastał taki moment, kiedy dzwoniłam do znajomych z pytaniem czy nie chciałabyś/chciałbyś mi zapozować? I robiłam zdjęcia. A że był to etap nauki to wychodziły one różnie. Niektóre były ok, niektóre tragedia (śmiech).

D.K.: Chcesz powiedzieć praktyka, praktyka, praktyka?

J.L.: Wiesz, chcąc robić dobre zdjęcia trzeba robić zdjęcia. Praktyka w fotografii obnaża wiele prawidłowości. Fotograf uczy się jak poprowadzić modela przed obiektywem i z drugiej strony by to cały czas wyglądało naturalnie. Poznaje jak ukryć drobne mankamenty, by pozostały w cieniu, a uwypuklić to co najlepsze. Wiedzę tą czerpałam zarówno z praktyki, jak i korzystając z doświadczenia innych fotografów.

D.K.: A już myślałam, że, do wszystkich wniosków doszłaś w drodze najtrudniejszej z dróg czyli torując wnioski sama.

J.L.: Łączyłam obie z tych dróg. Myślę, że niezależnie od profesji w momencie przebranżowienia bardzo istotnym etapem jest praca nad rzemiosłem, nieustanne doszkalanie. By na ten rynek wyjść do klienta „przygotowanym”. Pamiętam jak jeszcze ćwiczyłam. Potrafiłam zrobić pięćdziesiąt zdjęć osoby z niemal niezauważalną modyfikacją ustawienia by zobaczyć efekt. Praktyka więc to jedno, ale warto jednak dowiedzieć się pewnych prawidłowości od kogoś kto tą profesję już wykonuje. Moją inspiracją jest zdecydowanie Sue Bryce, fotografka portretowa od ok. trzydziestu lat. Prowadzi ona rozbudowany system edukacji online, wnikliwe prezentując zagadnienie po zagadnieniu.

D.K.: Wiesz, mówisz o tych niezliczonych próbach w studiu, testowaniach efektów, które chciałaś osiągnąć, o pozowaniu, kompozycji obrazu, algorytmie widzenia oka i oprócz ogromnej dozy wiedzy i profesjonalizmu, który za tym idzie ja wciąż czuję tą pasję. W mojej percepcji praca w korporacji, którą postrzegam jako dość „ścisłe” zajęcie, o wysokiej szablonowości różni się istotnie od profesji fotografa, która daje duże pole do improwizacji.

J.L.: I tak i nie (śmiech). Ja organizuję sobie każdą sesję. Przygotowując się do niej wiem co chcę zrobić i w jaki sposób. Biorę pod uwagę co podoba się Klientce, jakie ma stylizacje, pomysł na siebie, ale oprócz tego nazwijmy to mam taki swój proces wokół którego robię zdjęcia. Wiele zależy od tego jakiego rodzaju ma być to sesja. Nie da się ukryć bowiem, że jest różnica pomiędzy sesją kobiecą, a wizerunkową, gdzie oprócz tego co naturalne, że dana osoba, chce po prostu się sobie podobać to taki obraz ma służyć konkretnej komunikacji marketingowej. Będzie publikowany, umieszczany na stronie internetowej. Wtedy też podczas pracy cały czas dość mocno muszę mieć w głowie osadzone kto jest jej odbiorcą, do kogo z tym komunikatem będzie się kierowała, a z drugiej strony by jako kobieta dobrze na nim wyglądała. Klientka bowiem nie interesuje się przekazem zdjęcia jeśli źle na nim wygląda. Efekt zostaje więc osiągnięty gdy oba z tych aspektów są spełnione. Stąd też tak ważne jest przygotowanie.

D.K.: Wygląda więc na to, że nie odcięłaś się zupełnie od poprzedniej pracy. A zachowałaś standardy dzięki którym osiągałaś w przeszłości skuteczność. Wykorzystałaś to czego tam się nauczyłaś i co pośród tego można było przenieść do nowej profesji.

J.L.: Można tak to ująć. W mojej obecnej pracy moim celem jest zrobić najlepsze zdjęcia jakie na dany moment mogę zrobić danej osobie. By ta dokonując selekcji miała wyzwanie co wybrać spośród wielu dobrych ujęć.

D.K.: Ciekawi więc mnie jeszcze czy wchodząc na rynek, z nowym produktem jakim była w Twoim przypadku fotografia od razu wszystko szło w dobrym kierunku i klienci się znajdowali?

J.L.: Umówmy się: nie ma biznesu, który można rozkręcić bez promocji i sprzedaży. Nadal więc się tego uczę.

D.K.: Jak więc docierasz do klientów w kraju, w którym wedle powszechnej opinii każdemu wydaje się, że robi świetne zdjęcia?

J.L.: Można robić to networkingiem, ale nie chciałam by to był jedyny sposób dotarcia do klienta. Także szukałam również innych rozwiązań. Założyłam sobie fanpage na Facebooku, zaczęłam publikować tam zdjęcia. W ogóle pierwsze publikacje były dla mnie emocjonalnie ogromnym wydarzeniem.

D.K.: Przyznam, że bardzo czuję ten temat.

J.L.: Pamiętam jak opublikowałam swoje pierwsze zdjęcie, swoją drogą bardzo dobre. Opublikowałam i zamknęłam laptop, po czym poszłam do sypialni, by w ciszy uspokoić myśli.

D.K.: (śmiech). Wybacz, że się śmieję. Rozpoznałam w tej opowieści swoje schematy postępowania. Za każdym razem jest to dla mnie fascynujące jak pomimo tego jak bywamy różni to targają nami podobne emocje. Wielu z nas panicznie boi się oceny.

J.L.: Tak, tego czego się obawiamy to oceny. Obawiamy się wyśmiania. Każdy z nas ma inną drogę, na pewno to co mnie dodatkowo stresowało to fakt, że przez lata pracowałam w zupełnie innym biznesie, a teraz nagle tutaj „jakieś” zdjęcia. I obawiałam się krytycznych uwag. I oczywiście głównie to było w mojej głowie. Żeby było jasne-cały czas obawiam się tej oceny.

D.K.: Powiedz, że jest jakaś nadzieja, że trochę mniej?

J.L.: Tak. Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy przed wywiadem, że działam w trybie modelu podwójnej selekcji? Pierwsza opiera się na odrzuceniu przeze mnie nieudanych kadrów, drugiej dokonuje klient. Ten sposób pracy jak i wyrobienie sobie pewnej „marki”, pomysłu na siebie przez pryzmat rozpoznawalnych projektów znacznie wpływa na odbiór. Po co mam pokazywać klientowi moje ‘’błędy’? Kucharz nie częstuje klienta zakalcem. Przecież nie każde zdjęcie jest udane. Tym bardziej, że ja pracuję w większości ze światłem naturalnym, które potrafi się na zewnątrz zmienić w sekundę. Niektóre więc zdjęcia bywają niedoświetlone, a inne prześwietlone. Po co takie ujęcia pokazywać?

D.K.: Przyznam, że przemawia do mnie Twój sposób argumentacji. Wiele osób wszak w swojej pracy ujawnia efekt końcowy, a nie etap po etapie, ujawniając niedoskonałości. Tym bardziej widzę, że masz już wypracowane schematy pracy, „osadziłaś” się w nowej profesji. Czy już doszłaś do tego etapu, że myślisz sobie-świetnie, że zmieniłam zawód i zostałam fotografem. Mogłam to robić już od dawna!

J.L.: Muszę powiedzieć, że wiele razy przychodziło mi na myśl, że mogłam zacząć to robić dużo wcześniej.

D.K.: No właśnie! To jest bardzo ciekawy temat. Wydaje mi się, że ludzie bardzo długo nie chcą wychodzić ze swojej strefy komfortu, ale i nie chcą generować jakiś komplikacji w swoim życiu. Co tu dużo mówić, przebranżowienie wiąże się z ogromną inwestycją czasową, przy tym z dużą dozą niepokoju w tle.

J.L.: Tak, a i jaki ładunek emocjonalny niesie.
D.K.: Wiele momentów w których może „pójść coś nie tak”. Co więc robisz by zaistnieć? Stać się w tym biznesie „jakaś”, trafić do odpowiedniej grupy?

J.L.: Wiesz z jednej strony trudnię się zajęciem, które wielu z ludzi uprawia w ramach hobby. Co tu dużo dywagować, prawie każdy z nas jest fotografem, robimy na co dzień zdjęcia, najczęściej telefonem komórkowym. Z drugiej strony fotografia wizerunkowa, komunikacyjna, którą uprawiam wymaga znajomości wielu parametrów. Od technicznych w sposobie kadrowania, co przekłada się i w komunikacie jaki za sobą niesie, po wyczucie na przykład estetyki. Nie bez znaczenia jest również projekt 50 Kobiet po 50 tce. Pomysł realizowania projektów dostosowanych do konkretnych grup targetowych zaczerpnęłam m.in. od Sue Bryce. Jest to nie tylko bardzo skuteczny sposób by dać rynkowi znać co jest w kręgu mojego zainteresowania, ale i także możliwość działania z konkretną misją. W przypadku projektu 50 Kobiet po 50tce poruszam temat społecznej „widoczności” dojrzałych Kobiet. Chcę pokazać jak wiele mają jeszcze do zaoferowania sobie samym i otoczeniu .

D.K.: Czy to wystarczyło?

J.L.: Na pewno pomogło. Nie obeszło się jednak bez komplikacji. Sam moment rozpoczęcia mojej działalności przypadł na niedługi okres przed pandemią. Z jednej strony coś już robiłam, z drugiej nadal szlifowałam umiejętności. Przez chwilę myślałam, że tego „nie udźwignę”. Do tego stopnia, że rozważałam, że na chwilę wrócę na rynek pracy w swojej poprzedniej roli by dać sobie więcej czas. I tu spotkałam się ze zjawiskiem dyskryminacji ze względu na wiek. Nagle okazało się, że mój PESEL mnie ogranicza. To był dla mnie swego rodzaju cios. Pomyślałam sobie: jak to? Jeszcze niedawno wraz z moim zespołem nie przytoczę ile milionów dochodów generowałam dla swojej firmy w sektorze finansów, a teraz już się nie nadaję?

D.K.: Nie dziwię Ci się. Powiem Ci, że sama gdy analizuję sobie ile na obecnym etapie mam do zaoferowania na rynku pracy w porównaniu do tego gdy byłam 20-sto kilkulatką. I jaki to ogromny przeskok, to czuję złość, że tak sprawy wieku są przestrzegane.

J.L.: Pomimo różnych badań, które studiowałam, wykazujących czterokrotnie mniejsze zainteresowanie kandydatkami do pracy w dojrzałym wieku, to nie chcę tej sprawy uogólniać. Znam przypadki kobiet, które zdobywały pracę niezależnie od wieku.

D.K.: Tym bardziej podziwiam, że tak umiałaś to przepracować, że ten cios Cię nie załamał.

J.L.: Bo ja cały czas zadawałam sobie te pytania: czy ja lubię fotografować? I odpowiadałam: tak, lubię. Czy widzę w tym sens? Tak, widzę. Czy wierzę w to co robię? Tak, wierzę. Czy wierzę w siebie, w moje możliwości ? Tak, wierzę. I tak sama siebie wspierałam w przebranżowieniu. A to, że Klienci kupowali ode mnie coraz więcej zdjęć było potwierdzeniem, że idę dobrą dla mnie drogą.

D.K.: Wiem co masz na myśli. Gdy odwiedziłam dawno temu swoją Przyjaciółkę i okazało się, że w Jej sypialni stoi na toaletce wydrukowane zdjęcie z Jej ślubu, które ja Im zrobiłam, jako pretendująca jeszcze wtedy do miana fotografa osoba, a nie te, który zrobił Jej profesjonalista to było niezwykłe uczucie. Wydaje mi się bowiem, że w tych wszystkich zdjęciach najmniej chodzi o wizerunek, a o ten ładunek emocjonalny, który się niesie, gdy ludzie się sobie podobają.

J.L.: Tak się akurat składa, że od paru dni dosyć intensywnie nad tym myślę. Tym bardziej, że też słyszę od moich klientek, że sesja zdjęciowa dała im dużo dobrego. Nie da się ukryć, że interesuję się psychobiologią i naszymi przekonaniami. I zwłaszcza nam kobietom w tej naszej szerokości geograficznej, w której żyjemy, dużo takich przekonań zostało wtłoczonych. Jednym z nich jest to, że głównym kapitałem w cudzysłowie jest to, jak wyglądam. Nie bez znaczenie pozostaje to także i na rynku pracy.

D.K.: Tak, myślę, że jest to bardzo w nas ugruntowane.

J. L.: Na pewno potęguję się to przez fakt jakimi wizerunkami „karmi się” nas w mediach. Bądźmy szczerzy nie są to „statystyczne” Polki. Mało jest zdjęć „normalnych” kobiet. Czy to sesje typu „beauty” czy sesje aktorek to zawsze rządzą się swoimi prawami. Gdzie zarówno sposób przygotowania modelki jak i zakres retuszu w ramach postprodukcji mogą znacznie zmodyfikować wygląd osoby. A nas, dojrzałych kobiet w zasadzie się nie pokazuje. Plus teraz może odrobinę więcej pokazuje się kobiety o różnych typach sylwetki. Jeszcze jakiś czas temu to niemal wyłącznie publikowane były zdjęcia szczupłych, a nawet bardzo szczupłych kobiet.

D.K.: Tak, to było nie do pomyślenia by było inaczej. Myślę, że dopuszczalność takich obrazów dopiero teraz zaczyna delikatnie ruszać.

J.L.: Dokładnie, a to przecież normalne, że jedna kobieta jest szczupłej budowy ciała, inna o krąglejszej budowie, czy też o niestandardowym typie urody. To nie może nas definiować. Czy to w odbiorze społecznym czy na rynku pracy.

D.K.: Przyznam, że i dla mnie mają symboliczne znaczenie. Dotykasz bowiem kwestii, które bardzo są mi bliskie. Sama nie wiem, czy fotografia, psychologia, psychobiologia, czy kształtowanie myślenia jest tu dla mnie istotniejsze. Na pewno całość w tym zestawieniu jest unikatowa. Tym bardziej z przyjemnością mi się z Tobą rozmawiało. Obiecuję, że będę śledzić Twoje poczynania. Dziękuję za rozmowę.

J.L.: I ja bardzo dziękuję.